niedziela, 21 września 2014

V
Działania

„I'm only human, I've got a skeleton in me
But I'm not the villain
Despite what you're always preaching”
Paramore – Monster

            Przez dwa następne dni Kaoru odgrywała największą rolę swojego życia. I chociaż, jak już wspominałem, była fatalną aktorką, to w tej kwestii spisała się całkiem nieźle. Tego ranka przy śniadaniu, z hałasującymi myślami wsłuchiwała się w rozmowę Arisy z tatą, który dopalając papierosa, zajmował się smarowaniem kanapek masłem. Starsza siostra zawzięcie opowiadała o ostatniej misji, kiedy to bez najmniejszych problemów wyczytała wszystkie myśli wroga.
            - Radzisz sobie coraz lepiej – pochwalił córkę Ikuo, a w oczach młodej kobiety zabłyszczała iskierka triumfu. Kaoru nie mogła uwierzyć, że jej dobroduszna siostra mogłaby mieć coś wspólnego z ostatnimi morderstwami. Po prostu na taką nie wyglądała.
            Po półgodzinie wszystkie brzuchy były pełne, a starsi przedstawiciele rodziny musieli się zbierać. Ikuo miał do załatwienia jakąś ważną sprawę w Wiosce, a Arisa wyruszała na misję. Wspomniała tylko, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem za dwa dni wróci do domu, a kiedy pożegnała się z ojcem i podeszła do Kaoru, nastolatka miała wrażenie, że uścisk siostry był podejrzenie za mocny, tak jakby Arisa zdawała sobie sprawę, że jej młodsza siostrzyczka ma jakieś dowody. Dziewczyna poczuła jak kanapka z dżemem zaczyna podchodzić jej do gardła.
            W tym samym momencie, kiedy drzwi się zamknęły, Kaoru jak oparzona rzuciła się biegiem w stronę schodów. Nie minęło nawet pięć sekund, a już znajdowała się w pokoju siostry, lustrując całe pomieszczenie bystrym wzrokiem. Tak naprawdę chciała znaleźć jakieś usprawiedliwienie, coś, co mogłoby obronić Arisę, ale dopiero po dokładnym przeszukaniu całej sypialni.
            Każda otwarta szuflada czy przejrzane pudełko pod biurkiem wypełniały głowę Kaoru wyrzutami sumienia, które uparcie próbowała zignorować. Nienawidziła ingerować w czyjąś prywatność – przecież ufała siostrze jak nikomu innemu. Prawda? Prawda?
            Przejrzawszy wszystkie szuflady, półki i pudełka dziewczyna wzięła się za drewnianą szafę. W pierwszym momencie musiała bronić się przed atakiem ubrań, które opadały w jej stronę jak najcięższa broń. Kaoru nie mogła się nadziwić jak taka mała szafa może pomieścić tyle przeróżnych ciuchów – niektóre wyglądały tak przekomicznie, że nie mogła powstrzymać się od napadu śmiechu. Jak Arisa mogła zakładać coś takiego? Już miała zostawić jej „garderobę” w spokoju, kiedy zmrużone oczy wyłapały coś podejrzanego. Drżącymi rękoma sięgnęła w głąb szafy i odrzucając turkusową spódnicę, zacisnęła dłoń na ciemnym materiale bluzy. Wyszyty na piersi herb klanu Uchiha sprawił, że dziewczyna musiała usiąść, aby się nie przewrócić. Serce wybijało wspólny rytm z przerażającą prawdą, kiedy Kaoru jak zaklęta wpatrywała się w dowód zbrodni.
            Nagle wydało jej się, że temperatura w pokoju podskoczyła o dobre dwadzieścia stopni, więc rozpięła kilka guzików swetra, starając się oddychać powoli i głęboko. Świat zawalił się po raz kolejny; odebrała zwykłą część garderoby jak brutalne uderzenie w twarz, które zaserwowała jej Arisa. Już miała zamiar opuścić to duszące pomieszczenie, kiedy nagle rozległ się głuchy trzask.
            Kaoru zamarła, zdając sobie sprawę, że dźwięk dochodził z kuchni. Po kilku sekundach usłyszała rytmiczne stukanie, tak jakby ktoś pukał do drzwi, ale nie poprzestał na standardowych trzech uderzeniach – robił to ciągle i ciągle, z tą samą siłą i determinacją. Dziewczyna wiedziała, że jej siostra trzyma kilka kunaiów pod łóżkiem, więc szybko schyliła się po jeden z nich. Zaciskając palce na chłodnej rękojeści, bezszelestnie udała się w stronę schodów. Przystanęła na najwyższym stopniu, z wytężonym słuchem czekając na atak. Jej serce biło tak mocno, że przez chwilę pomyślała, że tymi silnymi uderzeniami mogłaby zdradzić swoją obecność, więc zmusiła się do zachowania spokoju.
            Schodziła po schodach wyuczonymi, kocimi ruchami, zachowując się jak profesjonalny zabójca. Bo przecież, mimo jej naturalnej kruchości i delikatności, nim była. Poniekąd.
            Wlokłem się za nią z ciekawością, ale w odróżnieniu od dziewczyny nie przejmowałem się, że ktoś mógłby mnie usłyszeć. Końcem końców i tak wygrywałem, ale to nie był konkurs – istniało życie i śmierć, a żyło się po to, aby w końcu umrzeć. Bez śmierci życie nie miałoby sensu.
            Unosząc broń, Kaoru wskoczyła do kuchni z gotowością do walki, ale nie zastała żywego ducha. Brudne talerze i kubki nadal stały na swoich miejscach, niemal domagając się solidnego mycia. Dziewczyna ostrożnie przejrzała cały parter, sprawdzając cichy salon i idealnie wysprzątaną sypialnię ojca. Nic. Zero.
            Ale pukanie wciąż nie ustawało.
            Biorąc kilka głębszych wdechów, nastolatka podeszła do drzwi. Jej wilgotne palce mocniej zacisnęły się na broni, kiedy chwyciła klamkę. Pukanie urwało się w tym samym momencie, kiedy drzwi poleciały do przodu, a Kaoru odskoczyła na bezpieczną odległość. Zgięła kolana, przyjmując pozycję do ataku, ale jej jedynym przeciwnikiem okazało się powietrze. Pustka. Nic. Zero.
            A pukanie ustało.
            Z ciężką frustracją dziewczyna wyszła przed drzwi, zmrużonymi oczami lustrując całą okolicę. Lekka mżawka opadała na rosnące w ogródku kwiaty, a orzeźwiający wiatr wpraszał się przez otwarte drzwi. Czy to miały być jakieś żarty, warknęła w myślach, ale ani trochę nie było jej do śmiechu. Dla pewności przekręciła znajdujący się w zamku klucz i na drżących nogach wróciła do pokoju Arisy.
            Musiała pokazać znalezisko Itachiemu i Shisuiemu. Tylko jak, skoro Fugaku wyraźnie zabronił im kontaktu? Musiała coś wymyślić i to szybko. Każda sekunda była istotna, bo może właśnie w tym czasie jej siostra planowała kolejną zbrodnię. Z zaciśniętymi zębami podniosła bluzę, wróciła do salonu i zarzucając na siebie kurtkę, szybko ubrała buty i pewnym krokiem ruszyła w stronę rezydencji Uchiha.

~

            Gdy mijała zamkniętą cukiernię, mżawka zdążyła przeobrazić się w ciężki deszcz; po kilku minutach Kaoru czuła się, jakby sama była chmurą, z której wydostawały się kolejne krople. Włosy całkowicie przykleiły się do jej twarzy, a w butach chlupała woda. Przeziębienie murowane, pomyślała, wreszcie wkraczając do właściwiej uliczki.
            Dzielnica sharingana zawsze budziła podziw, chociaż tak naprawdę nie było w niej nic spektakularnego. Dziesiątki identycznych domów z identycznymi ogródkami, ściany ozdobione ogromnymi herbami klanu czy też wyczuwalna woń siły i poczucia dominacji. Tego nieszczęsnego poczucia, które w końcu wybuchło, niszcząc ze sobą to małe, nic nieznaczące dla wszechświata miejsce.
            Kaoru przystanęła, żeby złapać oddech i wtedy dotarło do niej to kluczowe pytanie: co teraz? Nie mogła ryzykować spotkania z ojcem Itachiego – Fugaku nie pałał do niej sympatią, ba, jego groźba wydała się jej całkiem poważna i nie wątpiła, że mężczyzna bez problemu skróciłby ją o głowę. Zadrżała, zdając sobie sprawę, że w tej chwili mógł czaić się między domami i obserwować. A ona jak ostatnia idiotka stała na środku kamiennej drogi, zmarznięta, zdezorientowana i trzymająca w rękach własność Uchiha. Odwróciła się, by przystanąć za jednym z większych drzew i obmyślić plan, kiedy do jej uszu doszedł spokojny głos.
            - Po co ci ta bluza?
            Kaoru z szalejącą w żyłach krwią instynktownie spojrzała w górę, ale jej wzrok natrafił jedynie na zachmurzone niebo. Wtedy zrozumiała, że głos dochodził z dołu. Schyliła głowę, a orzechowe oczy natrafiły na czarne. Przez krótką chwilę mierzyli się z chłopcem czujnymi spojrzeniami, kiedy nagle dziewczyna rozpoznała w dziecku brata Itachiego. Uśmiechnęła się delikatnie, przykucając przed Sasuke.
            - Muszę ją komuś oddać – skłamała, zdając sobie sprawę, że okłamywanie dziecka było o wiele łatwiejsze, niż dorosłych. – Mógłbyś przekazać Itachiemu, że jego koleżanka chciałaby się z nim zobaczyć?
            Chłopiec zmarszczył czoło, jakby usilnie nad czymś główkował. Po kilku sekundach jego dziecięcą twarz rozjaśniło zrozumienie.
            - Jesteś Kaoru, prawda? – spytał, poprawiając chwyt na rączce parasola. – Słyszałem, jak tata opowiadał o tobie mamie. Pewnie nie chcesz, żeby się o tym dowiedział?
            Nastolatka poczuła łagodną falę smutku – fakt, że Fugaku rozpowiadał o niej nie wiadomo jak potworne rzeczy w domu i to jeszcze bez powodu, był okropny. Kaoru nie miała pojęcia czym zawiniła jej rodzina. Ale jednego była pewna: Arisa skłamała, bo najwyraźniej jednak posiadali jakąś przeszłość z klanem Uchiha.
            - Byłabym naprawdę wdzięczna – zmusiła się do ciepłego uśmiechu, a chłopiec energicznie pokiwał głową. Chwilę później biegł już w stronę domu.
            Kaoru miała wrażenie, że z każdego okna przyglądają się jej krwistoczerwone oczy, więc wstrzymując oddech ukryła się za jednym z większych drzew. Każda sekunda była istną torturą, a krople deszczu zaczęły zmieniać się w atakujące igły; dziewczyna czuła, że zaczyna zamarzać, ale sam widok trzymanej w rękach bluzy sprawiał, że buzująca w ciele złość skutecznie ją rozgrzewała.
            Kiedy po kilku minutach napadła ją myśl, że Itachi nie przyjdzie, postanowiła powoli się wycofać. Zanim zdążyła zrobić choćby jeden krok poczuła zimny chwyt na szczupłym nadgarstku, a w głowie pojawił się przerażająco rzeczywisty obraz przyłapującego ją Fugaku, który fachowo blokuje jej ręce za pomocą lodowatych kajdanek. Instynkt złapanego w pułapkę zwierzęcia rozbudził jej ciało, gdy już po chwili zaczęła szaleńczo się szarpać.
            - Kaoru – znajomy, nieco rozdrażniony głos dotarł do jej uszu niosąc ze sobą nieopisaną ulgę. – Co ty tutaj robisz? Mogli cię złapać.
            Itachi rozejrzał się na boki, a w czarnych tęczówkach zabłyszczała czerwień sharingana. Wolne kosmyki jego włosów zdążyły przykleić się do bladych policzków.
            - Muszę ci coś powiedzieć. Pokazać – Kaoru zamknęła usta, zauważając jego rozgniewane spojrzenie. Jej odwaga zaczęła ulatniać się jak powietrze z przebitego balona.
            - Chodź – mruknął cicho i nie puszczając jej ścierpniętego od uścisku nadgarstka, ruszył w stronę idealnie zamaskowanej dziury w płocie.
            Muszę przyznać, że pomysłowość tego młodzieńca robiła na mnie wrażenie. Kilka wijących się w dół gałęzi i bujne krzaki wystarczyły, by oszukać geniuszy klanu. Wystarczyło jedynie wyciągnąć poluzowaną deskę, by wykroczyć poza granice bezpiecznej Wioski.            Kaoru postanowiła siedzieć cicho i zająć się podziwianiem – jeszcze nigdy nie była w tej części lasu otaczającego Wioskę. Nie miała pojęcia, że taka część istnieje. Wyglądało to raczej na dziką puszczę, której niewinnie wyglądające kwiaty czekały na dobrą okazję, by połknąć kogoś w całości. Poruszali się kamienną dróżką, teraz zalaną przez ciągłe ulewy. Liście uginały się pod ciężarem wilgoci, a gdy kilka kropel niespodziewanie rozbiło się na nosie Kaoru, dziewczyna usłyszała zduszony śmiech Uchihy. Fuknęła cicho, ale bez słowa kroczyła za nim.
            Starała się zapamiętać wszystkie zakręty – nienawidziła gubić się w terenie, bo wtedy atakowała ją paskudna panika, dlatego właśnie na misje zawsze zabierała ze sobą gotową już mapę, albo czystą kartkę i ołówek. Zdążyła się przyzwyczaić do sceptycznych spojrzeń kolegów z zespołu, którzy uważali jej pomysł za śmieszny. Mimo to Kaoru nigdy nie zrezygnowała z tych małych, tak naprawdę nic nieznaczących rysunków, dzięki którym w dziwny sposób czuła się bezpieczniej. A w tym momencie, wykraczając z Konohy bez pozwolenia, wraz z osobą, do której nie powinna się zbliżać boleśnie odczuwała brak zaciskanego w dłoni ołówka.
            Po kilkuset metrach kamienna dróżka gwałtownie się urywała – buty Kaoru pływały w błocie. Gdyby nie zaciskająca się na jej nadgarstku dłoń Itachiego, dziewczyna już dawno leżałaby na ziemi. Starała się nie skupiać na przyjemnym cieple jego ręki i świadomości dotyku; zamiast tego uparcie wpatrywała się w swój przemokły, nieco zabrudzony dowód. Bluza parzyła niczym ogień.
            Nagle zatrzymali się pod jednym z drzew. Uchiha cofnął się do tyłu, puszczając nadgarstek Nomury, a tą nagle wypełniła nieznana jej pustka. Itachi uniósł głowę pozwalając, by deszcz swobodnie spływał po jego twarzy. W czarnych oczach malowało się skupienie.
            - Chodź – odezwał się beznamiętnym szeptem, okrążając drzewo.
            Kaoru spojrzała na niego jakby postradał rozum.
            - Co? – zmarszczyła brwi, po krótkiej chwili wędrując za wzrokiem Uchihy.
            Zauważanie małego, ale imponującego domku zajęło jej kilka sekund. Budowlę osłaniały liczne gałęzie, na których poruszały się liście – domek wyglądał solidnie, ale w deskach pojawiło się parę dziur i złośliwych oznak czasu. Cała konstrukcja znajdowała się jakieś cztery metry nad ziemią.
            - Podsadzić się? – blondynka spojrzała na chłopaka, orientując się, że tutaj nikt ich nie podsłucha. Tutaj mogą swobodnie rozmawiać. Jednak sam fakt, że jedynym bezpiecznym miejscem okazał się domek na drzewie nieco ją bawił.
            - Poradzę sobie – oświadczyła pewnie, przerzucając bluzę przez ramię i zaciskając palce na szorstkiej, wilgotnej korze. Wzięła głęboki wdech i bez myślenia zaczęła wdrapywać się po drzewie. Gdyby nie umiejętności, których nauczyła się w Akademii, zapewne w tej chwili masowałaby sobie obolały tyłek. Ale Kaoru była utalentowaną kunoichi; właśnie dlatego po kilku sekundach stała na szerokiej desce, tuż przy wejściu do domku.
            Ale, co powinno być dla niej oczywiste, Itachiemu zajęło to pół sekundy. Cholerny geniusz, sarknęła w myślach, starając się odepchnąć pojawiający się podziw. Uchiha otworzył coś, co zapewne miało wyglądać jak drzwi i dżentelmeńskim ruchem ręki zaprosił ją do środka. Nomura nie mogła pohamować cichego śmiechu.
            Na drewnianej podłodze leżał pomarszczony koc i kilka zakurzonych zabawek. Kąty przyozdobione zostały zawiłymi pajęczynami; w jednej z nich odpoczywał pokaźnych rozmiarów pająk.
            - Zbudowaliśmy to z Shisuim dla Sasuke – Itachi podszedł do zasłonionego podartą szmatką okna i odsunął materiał. Do środka wpadło odrobinę światła. – Mówiliśmy Fugaku, że idziemy trenować, a on nalegał, by Sasuke szedł z nami i przyglądał się walce. Miał może z trzy lata, a my nie chcieliśmy by po nocach targały nim koszmary – zmrużył oczy, wychylając się nieco. – Właśnie dlatego powtarzaliśmy ojcu, że idziemy trenować, a zamiast tego przesiadywaliśmy tutaj.
            Słysząc tę historię Kaoru poczuła, jakby jej serce zostało zaatakowane setkami szpilek. Więź Itachiego z Sasuke zawsze wywoływała na jej ustach smutny uśmiech – wiedziała, że gdyby Itachi mógł, spędzałby z bratem każdą wolną sekundę.
            - Podarowaliście mu trochę zwykłego dzieciństwa – miała ochotę podejść do chłopaka i położyć dłoń na jego ramieniu, może nawet go przytulić. Zamiast tego pozwoliła, by ręce swobodnie opadły wzdłuż jej boków.
            - Zdecydowanie za mało – mruknął w odpowiedzi i bez zbędnego rozczulania nad swoim losem jednym ruchem rozłożył koc. Gdy stał tak jak w tamtym momencie, wyprostowany, jego głowa sięgała sufitu. – Usiądź.
            Kaoru bez słowa wykonała polecenie, ale domek nie nadawał się dla nastolatków – był przeznaczony dla dzieci i właśnie dlatego oboje musieli usiąść w pozycjach kwiatu lotosu. Usadowili się naprzeciw siebie, a ich kolana się stykały. Dziewczyna wysunęła przed siebie ciemną bluzę.
            - Znalazłam to w szafie Arisy – szepnęła, obserwując jak Itachi leniwie obraca materiał w dłoniach. Kaoru zaczęła odczuwać skutki spaceru w deszczu.
            - Herb Uchiha – przesunął palcem po wyszytym znaku, ale wcale nie wyglądał na wstrząśniętego: był po prostu mistrzem w ukrywaniu emocji.
            - Wiesz do kogo należy? – głos Kaoru brzmiał dla niej piskliwie, żałośnie.
            Uchiha pokręcił głową.
             - Nie mam pojęcia.
            Cisza wydawała się bolesna, wypełniała dziewczynę dziwną paniką, chęcią wyskoczenia przez okno. Przypatrywałem się tej dwójce w standardowym milczeniu, słysząc jak kolejne sekundy ich życia mijają, rozpływając się gdzieś w wszechświecie.
            - Słuchaj, wiem jak to wygląda – język dziewczyny magicznie się rozplątał, a ona nie mogła powstrzymać potoku słów. – Wiem, że myślisz, że Arisa jest winna i powinna zapłacić za tak bestialskie zamordowanie twoich krewnych, że powinieneś jakoś zareagować, może masz ochotę teraz rozszarpać mnie na strzępy bo wiesz, że jestem jej siostrą i poniekąd wina leży we mnie, ale naprawdę potrzebuję trochę czasu. Muszę z nią porozmawiać, dowiedzieć się dlaczego to zrobiła, dlaczego miała bluzę kogoś z waszej rodziny, dlaczego ciągle mnie okłamuje, ja nie mogę po prostu tego zostawić i rozumiem, że chciałbyś powiedzieć ojcu, że chciałbyś, żeby spotkało ją najgorsze, ale to moja siostra i ja…
            - Kaoru – przerwał jej chłopak, a widząc jej przerażone spojrzenie delikatnie schował jej dłonie w swoich. – Hej, hej, spokój – obserwował, jak jej oddech wraca do normy, jak zaczyna się uspokajać. Jej ciało wciąż drżało.
            - Ja po prostu nie mogę jej stracić – miała ochotę zaśmiać się sobie w twarz wiedząc, że do jej oczu napłynęły łzy. – Jeszcze nie.
            Itachi skinął głową i nie do końca świadomie przesunął palcami po jej gładkich dłoniach, w milczeniu czekając, aż Kaoru będzie w stanie go wysłuchać. Pociągając nosem, niechętnie wyswobodziła swoje dłonie z jego uścisku. Itachi odchrząknął.
            - Bluza to nie jest dowód zbrodni. Ten wpis w pamiętniku też niczemu nie dowodzi, co jeśli Treshu była psychiczna? Te spotkania, na które chodzili… Nie wiemy co się na nich działo, może tak naprawdę sama nie wiedziała, co pisze.
            Kaoru posłała chłopakowi smutny uśmiech.
            - Wierzysz w to?
            Uchiha wzruszył ramionami.
            - Muszę.
            Nomura pokręciła głową, nagle zażenowana z powodu swojego wybuchu. Nie powinna nawet myśleć, że Itachi mógłby ją narazić na jeszcze większy gniew Fugaku. Byli przyjaciółmi. Spuściła wzrok i spojrzała na ich stykające się kolana, na zaciśnięte dłonie chłopaka i leżącą obok niego zabawkę. Maskotka nie miała jednej ręki, była brudna – tak właśnie Kaoru by się czuła, gdyby coś złego stałoby się Arisie. Wiedziała, że Itachi ją rozumie. Sasuke był dla niego wszystkim. Gdy znów na niego spojrzała, patrzył w bok, przyglądając się czemuś za oknem, wyraźnie zamyślony. Mokre kosmyki lepiły się do jego policzków. Zaciskał zęby, dzięki czemu rysy twarzy wydawały się ostrzejsze. Idealnie wykrojone usta miał blade, nieco popękane, a ciemne oczy okalały gęste rzęsy. Jest przystojny, uświadomiła sobie nagle dziewczyna, nie jak chłopiec, ale jak młody mężczyzna. Gdy złapał jej wzrok poczuła, jak na jej policzki wpełza rumieniec. Odwróciła wzrok i chrząknęła niezręcznie, starając się odwrócić jego uwagę.
            - A gdzie jest Shisui? – zaciekawiła się.
            - Wciąż węszy z resztą ekipy – odparł, odchylając głowę. – Stara się znaleźć jakieś dodatkowe notatki, zapiski. Wszystko się liczy, a my, cóż, wiemy więcej. Możemy więcej.
            Kaoru zmrużyła oczy.
            - Dlaczego nie powiedziałeś ojcu? Wiesz, o mojej siostrze?
            Itachi westchnął, przecierając twarz dłońmi. W tamtej chwili ani trochę nie przypominał czternastoletniego chłopca.
            - Chcesz, żeby wybuchła jeszcze większa wojna? Nie wiem dlaczego nasze rodziny tak na siebie naskakują…
            - Mój ojciec nie robi nic złego – obruszyła się, a chłopak przewrócił oczami.
            - Wiem. Wiem. Ale mój wykorzysta każdy pretekst, żeby na was napaść.
            Racja, szepnęła w myślach dziewczyna, niezauważalnie się kuląc. W powietrzu czuć było potworne napięcie, niewypowiedziane słowa i obawy.
            - Nic mu nie powiem – powiedział Itachi. - Musimy mieć lepsze dowody, porozmawiaj z Arisą, może da się to jeszcze jakoś wyjaśnić. A ja pogadam z Shisuim i dowiem się, do kogo należy ta bluza.
            Kilka minut później zaczęli się zbierać, mokrzy i zestresowani. Nieśli ze sobą jeszcze więcej pytań i wątpliwości niż na początku, a przy pożegnaniu każde miało złe przeczucia. Ja jednak musiałem czekać.
            A czasu nie pozostało wiele.

~

Kaoru przywitał pusty dom. Drzwi zamknęły się za nią z cichym skrzypnięciem, a po chwili zapanowała idealna cisza. Rzucając w kąt przemoczone buty, dziewczyna wbiła wzrok w zabłocony dywanik. Była zmęczona.
            Męczeńskim krokiem dotarła do kuchni; na blacie wciąż stały brudne naczynia ze śniadania, a jakakolwiek nadzieja, że talerze i kubki wykażą się magiczną mocą i bez pomocy ludzkich rąk zaczną lśnić, została zepchnięta przez brutalną rzeczywistość. Zrezygnowana Kaoru opuściła ramiona, jakby przygniatał ją jakiś ciężar. Zdjęła kurtkę i wydawszy z siebie ciężkie westchnienie, podeszła do zlewu.
            Zmywanie naczyń okazało się całkiem przyjemne. Starała się skupić na dokładnym szorowaniu gąbką, płukaniu reszty piany i ostrożnym odłożeniu talerzy na rozłożoną obok ścierkę. Postanowiła się wyłączyć i zwracać uwagę jedynie na pomarszczone palce i wilgotne rękawy nieco przydługiej bluzki. Wskazówki zegara poruszały się leniwym tempem, wprawiając dziewczynę w przyjemny stan zobojętnienia. Chwyciła do szczupłych dłoni kolejny kubek, kiedy tuż przy jej uchu odezwał się cichy, kpiący głosik.
            Puk. Puk.
            W jednej sekundzie kubek wylądował na podłodze, rozbijając się w drobny mak. Kaoru odwróciła się gwałtownie, nawet nie zdając sobie sprawy ze wstrzymywania oddechu. Ale kuchnia wyglądała tak samo. Boleśnie cicha.
            Obserwowałem jej nerwowe spojrzenie z odległości kilku metrów. Zmarszczone czoło, drgające ręce i szybki oddech – tak jakby nie wiedziała czy uciekać, czy może rzucić się do ataku. Ale jeśli uciekać, to przed kim? Jeśli rzucać się do ataku, to na kogo?
            Czuła, że robi jej się niedobrze. Z bladą twarzą niedbałym ruchem wytarła dłonie i zostawiając chłodną wodę i resztę naczyń, szybkim krokiem opuściła kuchnię. Do głowy wpadła jej myśl, żeby zgarnąć jeszcze jeden z noży, ale w duchu wyśmiała samą siebie. Ninja z nożem kuchennym, myślała, żałosne. Odgarnęła opadające na twarz włosy i weszła do salonu.
            Myślisz, że uciekniesz? Głupia, głupia.
            Kaoru wrzasnęła. Jej ręce szaleńczo odpychały nieistniejący głos, a ona cofała się jak zwierzę zapędzane w stronę pułapki. Szumienie w sercu i głowie skutecznie odbierały jej zdolność trzeźwego myślenia – całe lata treningu poszły na marne, kiedy z orzechowych oczu zaczęły wypływać drobne łzy.
            Coś szarpnęło ją za włosy. Popchnęło na ścianę. Zaczęło wykrzywiać palce.
            Dziewczyna wrzeszczała jak opętana, nie potrafiąc kontrolować swoich ruchów, ale kiedy zauważyła coś mrożącego krew w żyłach, zamarła. W powietrzu (nie w ścianie, czy w podłodze, czy nawet w głowie, ale w powietrzu) zabłyszczały ludzkie oczy. Zielone tęczówki zatrzasnęły ją w swoim spojrzeniu niczym w klatce. I nagle cały świat przestał istnieć.
            Mała, mała. Sama się zniszczysz, suko.
            Zmrużone oczy jakąś dziwną siłą wyjątkowo boleśnie pchnęły ją na kanapę. Przerażona Kaoru zwinęła się w kłębek i obserwując, jak zjawisko zaczyna znikać, bez żadnych skrupułów wybuchła donośnym, rozdzierającym płaczem.
            A ja stałem kilka metrów dalej nie rozumiejąc, dlaczego Coś, Ktoś, kto stworzył człowieka, musiał nakładać na niego taki ciężar.

~

            Moja praca polega na wciąganiu, zbieraniu czy jak wy to tam inaczej nazywacie, dusz. Można byłoby powiedzieć, że z biegiem czasu robi się to dość monotonne. Ale każda historia jest inna i jestem jedynym, który w jakiś sposób może zapamiętać ostatnie chwile ludzi. Przykra sprawa, ale wspomnienia o ludziach rozsypują się wraz z ich ciałem. Czasem jednak zdarza mi się zaciekawić – tak było i tym razem, gdy późnym wieczorem do domu wrócił Ikuo.
            Był zmęczony i chciał zapomnieć o tym dniu. Spotykanie się z tym człowiekiem działało mu na nerwy, czasem musiał zacisnąć zęby i powtarzać sobie, że za nieuzasadnione morderstwo poszedłby do więzienia. Więc jedyne co mógł zrobić to wysłuchać jego słów, przy okazji wypalając kolejnego papierosa. I kolejnego. I kolejnego.
            W oknach nie paliło się światło, a w korytarzu spotkał jedynie ciszę. Ziewnął, ściągając buty i przetarł twarz dłońmi. Mógł zająć się problemami jutro – tego wieczoru marzył jedynie o śnie.
            Gdy przechodził przez salon coś przykuło jego uwagę. Zatrzymał się w pół kroku, maksymalnie wytężając wzrok. W ciemności niewiele można było dostrzec. Ale trudno było przeoczyć siedzącą na kanapie Kaoru, obejmującą nogi rękoma, wbijającą tępy wzrok w swoje drżące dłonie. Ikuo zamarł, zdając sobie sprawę, że doskonale zna ten wyraz twarzy.
            Nie, szepnął w myślach, z ogarniającym go przerażeniem.
            Nie. Nie. Nie! Nie, nie, nie!
            - Kaoru? – podszedł do córki i przykucnął przy kanapie. W myślach wciąż powtarzał to samo.
            Dziewczyna przeniosła na niego zimne, nieznajome spojrzenie, w którym dostrzegł tą iskrę szaleństwa. W tamtym momencie już wiedział. Serce szarpnęło się mocno, jakby ktoś wyrwał je już kolejny raz.
            - To nie jest skutek uboczny naszej techniki, tato – jej głos drżał, a z oczu znów polały się łzy. Ikuo skrzywił się, jakby nie mógł znieść tego widoku. – Co się ze mną dzieje?
            Chciał jej powiedzieć. Naprawdę. Miał ochotę wykrzyczeć to całemu światu, wyszarpać swoje włosy, zdając sobie sprawę, że przekroczyli właśnie cholerną granicę. Że wszystko legło z gruzach.

            Ale zamiast tego przyciągnął do siebie jej drobne ciało i szepcząc uspakajające słowa czekał, aż jego córka nie będzie mogła wydusić z siebie kolejnych szlochów i w końcu, w akompaniamencie rozpaczy, zaśnie. 

~


Oj, sporo czasu minęło od ostatniej publikacji. Ale zaczął się wrzesień, a w mojej szkole już jest ciężko. Szczerze mówiąc to nie spodziewałam się tego, ale jak liceum to liceum. Trzeba się spiąć i chociaż ma się ochotę spać i jeść, to należy męczyć się nad matmą i niemieckim ;-;
Ale opowiadanie się rozkręca, wreszcie wkraczam w moją ulubioną część, czyli męczenie bohaterów! :3 Także szykujcie się na pewne zwroty akcji i mimo, że rozdziały nie będą ukazywać się za często, to opowiadanie zamierzam skończyć :) 
Trzymajcie się cieplutko!

5 komentarzy:

  1. Szaleństwo, zjawy, głosy, opętanie, psycholki, rozpacz....................... ACH Ermi jeden rozdział i tyle moich ulubionych motywów w nim zawartych ♥♥♥♥ Cholernie intrygujące, zwłaszcza potem z punktu widzenia Ikuo, jak mówi o tej granicy i ogólnie wie o co chodzi, ale cholera milczy, z i jednej strony mega się jaram, bo to jakoś tak ekscytująco brzmi, a z drugiej już chciałabym wiedzieć o co chodzi xD no śmiem tylko przypuszczać, że z Kaoru dzieje się to samo co z jej mamuśką.
    Kurna, nawet nie wiem co skomentować, bo jak zwykle u ciebie, tajemnica na tajemnicy, obok tajemnicy i z tajemnicą xD jeśli działasz zgodnie z zasadą kryminałów, to główna, najbardziej prawdopodobna podejrzana jest niewinna, w tym przypadku Arisa i pomimo tej bluzy, jakoś samej nie chce mi się do końca wierzyć w jej winę. No, ale zobaczymy.
    Masz chyba talent do przedstawiania bliskich relacji i uczuć między rodzeństwem, bo jak już mówiłam ostatnio, więź Sasuke i Itachiego jest cudowna, taka rozczulająca, no i teraz mamy jeszcze ten chaotyczny wybuch Kaoru. Pomimo tego, że Arisa ma swoje tajemnice i może jest winna morderstwa, jest jednak jej siostrą i ładnie to ukazałaś.
    W ogóle postać Itachiego.... mrau xD super go opisujesz, te wszystkie małe rzeczy składające się na cudowność jego postaci, jak właśnie wzmianki o Sasuke, troska o Kaoru i ogólnie... taka emanująca z niego dobroć i siła ♥
    'A ja stałem kilka metrów dalej nie rozumiejąc, dlaczego Coś, Ktoś, kto stworzył człowieka, musiał nakładać na niego taki ciężar.' - a ten fragment, no normalnie piękny <3

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Specjalnie to dla Ciebie robię, umieszczam w rozdziałach to co kochasz XD Tajemnice są giiit, ale zawsze lepiej je tworzyć, niż potem wszystko wyjaśniać, bo to takie skomplikowane ;c A może ja nie działam z zasadą kryminałów? Może działam z zasadą komedii? :D
      Itachi jest ideałem, no z niego to akurat nie mogę zrobić takiej bezdusznej kukły, przynajmniej na razie.
      Dziękuję ślicznie za komentarz i pozdrawiam! ;*

      Usuń
  2. Twoje zgłoszenie zostało zaakceptowane i opublikowane. Bardzo dziękuję za dołączenie swojego bloga do Lapidarium Narutowskiego. Zachęcam do zgłaszania nowych rozdziałów!

    Pozdrawiam
    http://lapidarium-narutowskie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. O nie, komentarz mi znowu zniknął... zacznę jeszcze raz, może od tego, że przeproszę za swoje opóźnienie. No ale Mukudori zawsze wraca!
    Sprawa z bluzą bardzo intrygująca, ciekawa jestem, czy Arisa rzeczywiście jest winna. I ta sytuacja z Itachim w domku na drzewie... ach, ech i och...! Wyczuwam chemię między tą dwójką! A Ty wiesz, co Mukudori lubi najbardziej... :3 no i w ogóle to prawie się rozkleiłam przy wzmiankach o tym, jak bardzo Itachi kocha Sasuke, no i jak wiele dla niego robi, mimo wszystkich przeciwności. Jeszcze trochę, a ryczałabym jak dziecko!
    No i ten wątek z oczami i szaleństwem... wszyscy wszystko ukrywają przed Kaoru, no ale coś czuję, że co nieco się wyjaśni w najbliższych rozdziałach. Muszę przyznać, że z jakiegoś powodu nie przepadam za rodziną naszej głównej bohaterki... nie to, że mówię im stanowcze nie, ale niezbyt budzą moją sympatię...
    No ale nie przeciągam tutaj, tylko biegnę do następnego rozdziału! Ach, i zapomniałabym... świetny fragment piosenki na początku *.*
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głupi blogger, naprawdę, u mnie dzieje się to samo :c To dobrze, że Mukudori wraca, co by było, jakby nie wracała! :o
      Hahaha, bosze, przeczytałam "wyczuwam chemię na drzewie", ja chyba naprawdę za dużo czasu spędzam przed komputerem... Okej, moje postanowienie noworoczne - sprawić, by Muku się rozkleiła! B|
      Trochę specyficzne te więzi rodzinne w Konoha, z jednej strony klan Uchiha, teraz rodzina Kaoru... Co będzie, to będzie xd
      Tak, Paramore rządzi <3
      Pozdrawiam! :*

      Usuń