IV
Trop
„And every demon wants his pound
of flesh
But I like to keep some things to
myself
I'd like to keep my issues drawn
It's always darkest before the
dawn”
Florence And The Machine – Shake It
Out
Deszcz zalewał pogrążoną w niemym
strachu Wioskę Liścia przez cały następny tydzień. Ludzie opuszczali swoje domy
tylko i wyłącznie po to, by szybkim krokiem dotrzeć do pracy, ale nawet i tam
szeptano o kolejnym morderstwie w klanie Uchiha.
Teraz każdy starał się omijać
posiadaczy sharingana tłumacząc się, że przecież człowiek potrzebuje chwili na
żałobę – tak naprawdę w mieszkańcach pojawiały się dziwne przeczucia, że ta
przerażająca klątwa może przejść na inne rodziny.
Ani
policja, ani najlepsi ninja nie mogli znaleźć sprawcy. Fakt, że zabójca wciąż
mógł czaić się w kątach Wioski i czekać na odpowiednią godzinę, wzbudzał w
klanie Uchiha nie tyle strach, co przerażającą złość. Przecież byli najlepsi.
Najbystrzejsi. Najszybsi. Najpotężniejsi. No i oczywiście, najpewniejsi siebie.
Zawsze
zadziwiała mnie ta arogancja, którą przykrywali pod doskonałymi maskami zdrowej
pewności siebie. Wszyscy wokół uważali, że Konoha potrzebuje silnych, nieco
dominujących klanów – wszystko dla bezpieczeństwa mieszkańców. Nikt nie
zauważał, że czasami sznurki lojalności potrafiły się poluzować i to jeszcze
bez sprzeciwu człowieka. Czasami arogancja mogła okazać się przebiegłą,
nieuleczalną trucizną.
W
dzielnicy sharingana panowało niezaprzeczalne napięcie. Przechadzając się
mokrymi uliczkami wypatrywałem jakichkolwiek oznak życia – na próżno. Tak jak i
reszta Wioski, ludzie z tej dzielnicy woleli tymczasowe ukrycie się w ścianach
swoich domów, wśród niezadawanych, ale czających się po kątach pytań.
Uchiha
Itachi wybudzał się ze snu powoli, ale z dziwnym poczuciem ciężaru na plecach.
Zamrugał kilkakrotnie, wpatrując się w zaciśnięte na pościeli dłonie. Wsłuchując
się w przyjemne dźwięki deszczu starał się zorientować, co takiego uczepiło się
jego bolących pleców. I nie, to wcale nie była przenośnia – ten ciężar był
czysto fizyczny, bynajmniej nie chodziło o ostatni, bolesny bagaż doświadczeń.
Po
chwili skupienia zaczął się odwracać, uważając na nieznany mu obiekt. Starał
się oddychać jak najciszej, nie chcąc przypadkiem czegoś spłoszyć; jego
zachowanie przypominało mi te najcichsze misje, kiedy to jeden, najmniejszy
błąd może zawalić cały plan. Więc wyobraźcie sobie to niemałe zdziwienie
wymalowane na jego twarzy, kiedy zorientował się, że spod kołdry wystaje czarna,
nieokiełznana czupryna.
-
Sasuke? – mruknął nieco zbyt głośno, tym samym wybudzając brata z niespokojnego
snu. Sasuke chrapnął cicho, przecierając niewielkimi pięściami swoje zaspane
oczy.
-
Dzień dobry, braciszku – uśmiechnął się nieśmiało.
Itachi
zmrużył oczy, nie będąc pewnym następnego pytania. Gdzieś w oddali rozległ się
pierwszy grzmot, zwiastujący kolejną burzę.
-
Dlaczego nie śpisz w swoim łóżku?
Młodszy
z braci poczuł, jak na jego policzki wpełza gorąco. Nabrał niewyobrażalnej
ochoty ukrycia się pod ciepłą, miękką kołdrą. Zamiast tego odważnie wytrzymał
pytające spojrzenie Itachiego, układając w młodej główce sensowną odpowiedź.
-
Ja… - zaczął, mając na końcu języka wyśmienite kłamstwo. – Usłyszałem w nocy
jak tata głośno krzyczał, chyba na mamę, bo potem płakała… Tata wyszedł,
chociaż na dworze nie przestawało padać, a ja… hm, po prostu bałem się spać
sam.
Fakt,
którego nie wszyscy są świadomi: kłamać uczymy się metodą prób i błędów, a
Uchiha Sasuke był tylko dzieckiem. I – w tamtym okresie – fatalnym kłamcą.
Właśnie dlatego w większości przypadków stawiał na prawdę, jakkolwiek by ona
brzmiała.
Itachi
nie mógł powstrzymać uśmiechu, który zawzięcie wpływał na jego usta. Poklepał
brata po plecach, obserwując jak z Sasuke uchodzi całe napięcie. Nie mógł
zrozumieć, dlaczego tak ludzka rzecz staje się dla klanu Uchiha wstydem.
Dziecko przestawało być dzieckiem, bo tak sobie wymarzyli. Jakiekolwiek oznaki
słabości powinny być natychmiastowo wyeliminowane.
-
Jestem pewien, że rodzice się nie kłócili – zapewnił Itachi, którego mogłem
nazwać wyśmienitym kłamcą. – Ostatnio dzieje się dużo paskudnych rzeczy,
Sasuke. Nasz tata bywa impulsywny.
I
chociaż Itachi utrzymywał doskonałe zewnętrzne pozory, wściekłość rozrywała go
od środka coraz bardziej. Nie mógł wybaczyć ojcu wielu rzeczy; jego zachowania
względem Kaoru, podłych sekretów i szorstkiego zachowania. Nie mógł wybaczyć mu
licznych decyzji, a także tej ostatniej, kiedy to zmusił swoich synów do
oglądania zwisających z sufitu trupów.
Itachi
był przyzwyczajony do takich widoków – przecież na misjach bywało stokroć razy
gorzej. Ale Sasuke? Ta niewinna, dziewięcioletnia dusza nie powinna być
świadkiem tak brutalnego morderstwa. I chociaż nastolatek wiedział, że wojna
skutecznie zmiażdżyła jego
dzieciństwo, to teraz sprawy wyglądały zupełnie inaczej. Zagrożenie nie było
tak duże, więc Sasuke powinien zachować chociaż małą cząstkę dziecka.
Zamiast
tego nie mógł uwolnić się od widoku martwych twarzy i wyrwanych krtani nawet we
śnie. Doskonale wiedziałem, że to wszystko oddziałuje na jego psychikę w dość
niekorzystny sposób. I naprawdę, było
mi go ogromnie szkoda.
-
Tata nie chce mnie wypuścić z domu – burknął urażony chłopiec. – Teraz w
Akademii dzieje się najwięcej! Ominie mnie największa frajda!
-
Teraz wszyscy siedzą w zamknięciu. Trzeba uporządkować wszystkie sprawy, złapać
zabójcę. A ty nie masz się czym martwić – Itachi stłumił poranne ziewnięcie. –
Jesteś bystrym dzieciakiem, nadrobisz wszystko w pięć minut.
Tego
ranka starszy brat wysłuchiwał opowieści młodszego, który nie mógł pohamować
swojej radości faktem, że Itachi wreszcie znalazł dla niego czas. Leżeli ramię
w ramię na niewielkim materacu, wsłuchując się w swoje głosy i atakujący Konohę
deszcz. Kiedy Sasuke wyczerpał swój poranny zapas energii, zakopał się w
pościeli i pozwolił, by sen znów zabrał go daleko od Wioski, impulsywnego ojca
i niezaprzeczalnego napięcia.
A
Itachi wpatrywał się w sufit, nie mogąc przestać myśleć o tamtym popołudniu,
kiedy to Kaoru szeptała o kałuży krwi i łańcuchu. Obrazy zaczęły łączyć się w
całość; przypomniał sobie powieszonych krewnych, otoczonych krwią i nieustanne
złe przeczucia dziewczyny o dużych, orzechowych oczach.
„Skoro Kana była
szalona, to i ona może mieć coś z głową”.
Uchiha
zamknął oczy.
„Ten długi łańcuch.
Kałużę krwi.”
Chłopak
poczuł nagłe zawroty głowy.
„Mam ostatnio złe
przeczucia”.
Ale czasem nawet geniusze nie zauważają istotniejszych części układanki, prawda?
~
Kaoru
spod przymrużonych powiek obserwowała zatraconą w romansidle siostrę, która z
zapartym tchem przewracała kartki cienkiej książki. Kilka niesfornych kosmyków
wymsknęło się z jej starannego koka, kiedy niespodziewanie pochyliła się nad
którąś ze stron.
- Nie może być – szepnęła Arisa, a orzechowe oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu. – Nie może
być!
Przez dłuższą chwilę wpatrywała się
tępym wzrokiem w swoją ulubioną lekturę, gdy nagle krzywiąc się, gwałtownie,
odłożyła ją na stojący obok stolik. Wyglądała jak rozwścieczona kotka.
- Faceci to świnie – burknęła,
opadając na poduszki. Kanapa wydała z siebie bolesny dźwięk. – Zapamiętaj to,
Kaoru.
Młodsza z sióstr wymownie
przewróciła oczami. Dyskretnie poprawiła grubą książkę, która stanowiła
przykrywkę dla dziennika matki. Dzięki temu sprytnemu zagraniu Arisa naprawdę
sądziła, że jej siostrę interesują historyczne spory shinobi.
- Zachowujesz się tak, jakbyś
czytała to po raz pierwszy – stwierdziła Kaoru, poprawiając się na skórzanym
fotelu. – Jesteś już chyba od niej uzależniona. Będę musiała ją skonfiskować.
Arisa rzuciła jej groźne spojrzenie.
- Tylko byś spróbowała.
W skromnie urządzonym salonie
panował półmrok, ze względu na nieprzyjazną dla otoczenia pogodę. Deszcz nie
przestawał dobijać się do okien, a ogromne krople mozolnie spływały po mokrych
szybach. I chociaż wszyscy przeklinali wszelakie ulewy, dla Kaoru była to
pogoda idealna. Uwielbiała przesiadywać w domu, w ciepłych dresach i z kubkiem
gorącej herbaty w dłoniach. Dzięki tej pogodzie otrzymywała czas dla siebie, a
przecież tak bardzo go potrzebowała… Chciała uważnie prześledzić każde zdanie w
dzienniku matki, poszukać odpowiedzi na dręczące ją od dłuższego czasu pytania.
Było coraz gorzej, musiała się z tym
zgodzić. Po ostatnim „incydencie” w obecności Itachiego bez przerwy
towarzyszyły jej złe przeczucia i niepokojące uczucie gnieżdżące się w brzuchu.
Czasami, gdy próbowała zasnąć, nie mogła pozbyć się szepczących do ucha
natrętnych głosów. Przedwczoraj była pewna, że pod jej łóżkiem leży kolejny
trup i całą noc spędziła w kuchni. Gdy dzisiejszego ranka zwierzyła się
siostrze, w oczach Arisy dostrzegła dziwny cień niepokoju, ale po krótkiej
chwili dziewczyna machnęła lekceważąco dłonią. Była niemal pewna, że wyjątkowa
technika ich klanu wreszcie stara się wedrzeć w Kaoru. Zapewniała, że z nią
było tak samo.
Ale nastolatka nie była tego pewna.
Pamiętała zachowanie siostry, która jako dwunastolatka wparowała do domu, od
razu rzucając się w ramiona zaskoczonej matki. Szlochała niczym dziecko, a
pomiędzy jej jękami zdołała opowiedzieć o straszliwym głosie w jej głowie, gdy
przechodziła obok jednego ze schwytanych ninja. Wspomniała też o wyczuwaniu
smrodu przerażającej wściekłości i lekkiego zapachu niepokoju. Kaoru na zawsze
zapamiętała spojrzenie, które wymienili ich rodzice. Z niezwykłą delikatnością
zaczęli tłumaczyć płaczącemu dziecku o niezwykłych zdolnościach klanu Nomura.
Podczas gdy Arisa zaczęła się uspokajać, malutka Kaoru przyglądała się pustej
ulicy, skąpanej w łagodnym, wieczornym mroku.
Kaoru przysłuchiwała się kojącym
słowom matki, która ostrożnie odsłaniała przed Arisą tajemnice, sądząc, że
młodsza z jej córek nie będzie niczego pamiętać. Ale – jak już wspominałem –
Kaoru była bystrym dzieckiem. Z łatwością więc zapamiętała jedno z ciekawszych
zdań, wypływających z ust Kany.
„Gdy
uda ci się w pełni kontrolować swoją moc, możesz zwykłym dotykiem wyczuć lub
przekazać swoje emocje i odczucia innej osobie. Jest to bardzo trudne, ale
możliwe do zrealizowania”.
Zarówno Ikuo, jak i Kana byli w
stanie zachować kontrolę i czerpać korzyści ze swoich wyczerpujących zdolności;
było to jedno z szczerze kochających się małżeństw, a możliwość fizycznego, a
nawet i psychicznego przekazywania swoich uczuć w takich intensywny sposób z
pewnością wzmocniła ich więź.
Za początku sądziłem, że ludzie
rzucają im krzywe spojrzenia właśnie z powodu głupiej, ludzkiej zazdrości.
Potrafiłem zrozumieć wiele ludzkich zachować, ale zazdrości nie byłem w stanie
pojąć. Dlaczego, do cholery, ludzie marnowali swoje krótkie życie na koszmarne
zachowanie tylko dlatego, że ktoś inny posiadał coś lepszego, coś bardziej
unikatowego? Wiadomą sprawą było, że poprzez idiotyczne plotki i kłótnie
niczego nie zmienią. Nie przejmą ani wyglądu, ani zdolności. Świat nigdy tak
nie funkcjonował. Mimo to człowiek nie wyzbył się z siebie tego obrzydliwego
pasożyta, który z każdym dniem wyżerał go coraz bardziej.
Potem zawistni mieszkańcy znaleźli
lepszy powód do obelg. Lepszy, ale o wiele bardziej okrutny. Ale na tą
historię nie nadszedł jeszcze czas.
Arisa chciała poinformować
nieobecnego w domu Ikuo o zdolnościach siostry, ale Kaoru skutecznie wybiła jej
to z głowy. Dziewczyna nie chciała sprawić, by duma jej ojca zniknęła w
mgnieniu oka, gdyby okazało się, że to po prostu zwykła reakcja na ostatnie
wydarzenia w Wiosce.
- Uchiha nie pokazują się już
tydzień – rzuciła niespodziewanie starsza Nomura, nie odrywając wzroku od
błękitnego sufitu. Kaoru poczuła, jak jej serce boleśnie uderzyło o żebra.
- Dziwisz się? – mruknęła niepewnie,
ukrywając twarz w opadających na ramiona włosach.
Wiedziała, że nie powinna ich bronić
– jej siostra wyraźnie nie przepadała za posiadaczami sharingana, jedyny
wyjątek stanowił przystojny Kakashi, który ostatnimi czasy często zabierał ją
na długie spacery. Kaoru nie wnikała z dwóch powodów. Po pierwsze, nie miała
pojęcia o relacjach damsko-męskich, jeżeli w grę wchodziło coś więcej niż
przyjaźń. Posiadała mocno zakurzone wspomnienia o spojrzeniach wymienianych
przez rodziców, o rzadkich pocałunkach, które widziała. Ale to nie wystarczało,
a z pewnością nie robiło z niej miłosnego eksperta. A po drugie, po prostu nie
miała do tego głowy. Wolała zostawić siostrę w spokoju.
- Tak, dziwię się – Arisa gwałtownie
podniosła się do siadu, zaciskając palce na jednej z poduszek. – Zawsze byli
tak pewni swojej siły i sądzili, że mogą wszystko pokonać. Teraz chowają głowy
w piasek.
Dziewczyna doskonale wiedziała o
znajomości jej siostry z dwoma młodzieńcami klanu Uchiha. Ba, czasem miałem
wrażenie, że bez przerwy próbowała odsunąć Kaoru od jej przyjaciół, jedynie w
nieco łagodniejszy sposób niż Fugaku. Ale cel posiadali ten sam – za wszelką
cenę wzmocnić mur między Uchiha, a Nomura.
- Popełniono już dwa morderstwa,
które zdecydowanie osłabiły ich pewność – Kaoru nabrała dziwnej ochoty, aby
bronić ludzi, którzy od wielu tygodni byli jedynym tematem plotek. – Rozsądniej
przebywać w domu, w otoczeniu najbliższych, niż narażać się na bezsensowną
śmierć, nie sądzisz?
Arisa skrzywiła się znacząco, ale
nic nie powiedziała. Siostry wsłuchiwały się w nieustanny deszcz, uparcie
ignorując wzrastające napięcie. Kaoru nie mogła powstrzymać się od zadania
kluczowego pytania.
- Jaka jest nasza przeszłość? –
widząc pytające spojrzenie siostry, dodała szeptem: - Przeszłość z klanem
Uchiha.
Starsza dziewczyna niemal
niezauważalnie wstrzymała oddech, ale ja idealnie słyszałem jej wariujące
serce. Z niesamowitą wprawą kontrolowała drżące dłonie i widoczne w oczach
zakłopotanie. O tak. Była o wiele lepszą kłamczuchą od swojej siostry.
- Skąd ci to w ogóle przyszło do
głowy? – warknęła, a w kolejnej sekundzie stała już na nogach. – Żadnej
przeszłości nie mieliśmy i mieć nie będziemy. To jakieś bzdury.
Kaoru zmrużyła oczy, nie potrafiąc
stłumić rosnącej w sobie irytacji.
- Nie jestem głupia – również
opuściła wygodny fotel, wciąż pamiętając o ukryciu niebieskiego zeszytu. –
Dlaczego jako jedyna nic nie wiem? Co przede mną ukrywacie, ty i ojciec?
Zrezygnowana Arisa opuściła ramiona,
tym razem przegrywając ze smutkiem. W jej orzechowych oczach było go tak dużo,
że Kaoru zrobiło się niedobrze. Nie chciała litości ani współczucia. Chciała prawdy.
- Jestem umówiona z Kakashim. Nie
czekajcie na mnie z kolacją.
Kaoru obserwowała, jak siostra
nerwowo zakłada na siebie zielony płaszcz. Nagle smutek Arisy przeniósł się na
nią.
- Nie jemy razem kolacji od śmierci
mamy, Ar – szepnęła niepewnie, spuszczając wzrok na różowe skarpety.
Nie widziała pojawiającego się na
twarzy siostry szoku, ani jej zakłopotania. Usłyszała jedynie odgłos zamykanych
drzwi, a po chwili poczuła lekki zapach samotności. Nie musiała używać mocy
klanu by domyślić się, w kim się on mieścił.
~
Ikuo ani Arisa nie wrócili, chociaż
dochodziła już jedenasta. Zrezygnowana Kaoru wzięła szybki prysznic i przebierając
się w luźną koszulkę i spodenki, wskoczyła pod ciepły koc. Do pokoju wpadało
stłumione przez gęste chmury światło księżyca. Dziewczyna odgarnęła opadające
na oczy wciąż wilgotne włosy, układając się do snu – miała nadzieję, że
przynajmniej tej nocy nie obudzi się zlana potem.
Sen zaczął powoli otulać jej drobne
ciało, a powieki same opadały pod ich ciężarem, kiedy nagle do uszu Kaoru
dotarł trzask. Zaalarmowana otworzyła oczy, ostrożnie rozglądając się po
pokoju. Tylko nie to. Nie chciała
przeżywać ponownych halucynacji i słuchać natrętnych głosów. Zawsze miała
wrażenie, że ktoś próbował wedrzeć się do jej ciała i rozszarpać wnętrzności w
brutalny sposób. Tym razem było inaczej. Pukanie i trzaskanie rozlegało się
powoli i dokładnie. Dziewczyna niemal wyskoczyła z łóżka, zauważając siedzącą
po zewnętrznej stronie parapetu wronę. Ptak przypatrywał się jej poważnymi,
krwistymi oczami.
Nogi same poniosły ją w kierunku
okna, a drżące palce nie miały problemu z wpuszczeniem do środka świeżego
powietrza. Kaoru zadrżała, kiedy wiatr zaatakował jej nagie ręce i nogi, ale
dzielnie wpatrywała się w oczy wrony. Zwierzę zwinnym ruchem podało jej
zaciśniętą w szponach kartkę.
Za
dwadzieścia minut na polanie. Zebrałem kilka istotnych informacji i chyba powinnaś
przy tym być.
Shisui
- To nie jest dobry pomysł –
wymamrotała, chcąc oddać ptaku papierek, ale po wronie pozostało jedynie kilka
piór. Kaoru zaklęła cicho. Niezły
spryciarz.
Z cichym westchnieniem zaczęła
wkładać na siebie zimne ubrania. Opaskę ninja zostawiła w szufladzie, a pod
zmięty koc napchała kilka grubszych swetrów. Miała nadzieję, że nikt nie będzie
wchodził do jej pokój - warto było jednak się upewnić, że nic nie wzbudza
podejrzeń.
Z nabytą gracją kunoichi wskoczyła
na parapet i zbierając pozostałości po ptaku, zeskoczyła w ciemność.
~
Las zdawał się ciągnąć w
nieskończoność, przeszyty upiornym mrokiem i głuchymi odgłosami zwierząt. Kaoru
miała wrażenie, że każdy trzask łamanej gałęzi słychać aż do Konohy i lada
chwila zamkną ją w więzieniu. Teraz każdy był podejrzany, a samotne gramolenie
się po lesie o północy nie rzucało na nią dobrego światła.
Wlokłem się za dziewczyną, chwilami
chwytając się jej krótkiego cienia. Drzewa bywały zdradzieckie i łatwo było się
zgubić, a ja za wszelką cenę chciałem przysłuchać się tej fascynującej
rozmowie. Stłumiony blask księżyca rzucał na twarz dziewczyny upiorne cienie.
Uparty chłód nie odpuszczał, a cienka kurtka nie była w stanie ochronić jej
przemarzniętego ciała. Zaciskając zęby skręciła w prawo. Była już blisko.
Przy każdym kolejnym kroku znów
czuła to irytujące napięcie w brzuchu, ciągnące się marszem przez każdy z jej
nerwów. Nie miała pojęcia czy następna gałąź złamała się przez nią, czy może
ktoś faktycznie ją śledził. Dla ubezpieczenia zacisnęła palce na kaburze,
przygotowując się na ewentualną walkę. Gdy usłyszała zdradziecki syk
zaskoczenia w sekundzie naparła na przeciwnika.
Zanim zdążyła zareagować jej ciało
już opadało w tył, a ręce zaciskały się na czyiś ramionach. Wraz z nieznajomym
upadli na ziemię, turlając się w wysokiej trawie, starając się stłumić jęki
zaskoczenia czy bólu. Sapnęła cicho, czując jak jej ramię otarło się o ostry
kamień; z pewnością rozerwało jej kurtkę, a może nawet i skórę. Kiedy wreszcie
zatrzymali się przy którymś z drzew, dziewczyna szarpnęła się gotowa do zadania
bolesnego ciosu, kiedy nagle jej orzechowe oczy natrafiły na błyszczącego
sharingana. Przestając się wiercić pozwoliła, aby chłopak pochylił się do
przodu.
- To ja – szepnął, a jego ciepły oddech
owiał jej twarz. Jej serce mimowolnie przyśpieszyło. – To tylko ja.
Itachi przypatrywał się jej z góry,
wciąż zaciskając swoje kolana na jej udach, chcąc w ten sposób uspokoić jej
drżące ciało. Kaoru zmarszczyła brwi, chcąc podnieść ręce do góry. Ze zdziwieniem
zauważyła, że chłopak zaciska swoje palce na jej nadgarstkach. Czuła, jak jej
dłonie wgniatają się w ziemię.
- Możesz mnie puścić – odszepnęła,
desperacko próbując uspokoić płytki oddech. – Puść.
Uchiha bez problemu podniósł się na
nogi, pomagając pozbierać się koleżance. Wiatr zaszumiał wściekle, kiedy Itachi
podał dziewczynie czysty bandaż. Kaoru zerknęła na niego z niepewnością.
- Zraniłaś się – skinął głową w
stronę zakrwawionej kurtki. Nie minęła minuta, a Nomura precyzyjnie
zabezpieczyła płytką ranę. Próbując zagłuszyć ból, rzuciła chłopakowi
zdenerwowane spojrzenie.
- Zgłupiałeś? O mało nie dostałam
zawału.
- Chciałem cię dogonić, ale ty
ciągle przyśpieszałaś – zacisnął usta w wąską linię, nie okazując swojej
irytacji. – Nie rozpoznałaś mojej chakry?
Kaoru nie odpowiedziała, bo nie
miała dobrej odpowiedzi. Była zbyt rozkojarzona i przewrażliwiona; każdy szum i
niespotykany dźwięk wywoływał u niej gęsią skórkę, a zwykły wiatr sprawiał
wrażenie najgorszego wroga.
- Shisui dowiedział się czegoś
nowego? – mruknęła, próbując ominąć niewygodny temat. Itachi postanowił nie
naciskać.
- Wnioskując po jego niepokojącym
zachowaniu, chyba tak.
W niepewnym milczeniu ruszyli
szybszym krokiem. Dziewczyna w duchu dziękowała za niespodziewane pojawienie
się Uchihy – sama nie wiedziała dlaczego, ale w jego obecności czuła się nieco
bezpieczniejsza; tak jakby wszystkie wyimaginowane koszmary rozprysły się wraz
z jego przybyciem. Odetchnęła z ogromną ulgą, uświadamiając sobie, że dotarli
na polanę.
Kojące światło księżyca rozlewało
się po tańczącej trawie i śpiących kwiatach, podczas gdy szalejący wiatr niósł
ze sobą setki opadłych liści. Kaoru odgarnęła niesforne kosmyki, a kiedy jej
wzrok wyłapał stojącą nieopodal postać, płonące uczucie niepokoju powróciło.
Już chciała odwrócić się i wrócić do ciepłego, bezpiecznego łóżka, gdy nagle
poczuła na ramieniu ciężar.
- Chodźmy – skupiając się na
przyjemnej dłoni Itachiego i jego ciepłym spojrzeniu, powoli skinęła głową. Nie
mogło być tak źle, prawda?
Och,
gdyby tylko wiedzieli…
- Jak zwykle punktualni – rzucił
na powitanie Shisui, niedbałym ruchem wkładając dłonie do kieszeni spodni.
Jeden z ciemnych kosmyków włosów opadł na jego błyszczący ochraniacz,
zasłaniając dokładnie wyrzeźbiony znak Wioski Liścia.
- Zważając na brutalną pobudkę,
chyba będziesz w stanie nam wybaczyć – odparował młodszy Uchiha, a ja z
podziwem zauważyłem, że na jego twarzy nie drgnął ani jeden mięsień. Z
zadowoleniem ułożyłem się na pobliskim kamieniu.
W normalnych okolicznościach Shisui
na pewno zacząłby żartobliwą kłótnię, a Itachi spokojnie przeczekałby, aż
kuzyn ochłonie, ale tym razem wszystkim udzieliło się to poważne napięcie,
które czaiło się tuż obok, groźne i nieuniknione.
- Odkryłem coś ważnego. Lepiej
usiądźmy, samo tłumaczenie zajmie dość długą chwilę.
Shisui opowiedział swoim sojusznikom
o wszystkich swoich odkryciach. Młodsi ninja wpatrywali się w niego jak w
obrazek, wchłaniając jego słowa niczym cenny dar. W pewnym momencie sam zapomniałem
o mojej pracy, pozwalając się ponieść głupim, ludzkim przypuszczeniom. Trwało
to jakieś dobre dziesięć minut, ale dla nastolatków dłużej niż wieczność.
Kaoru nie miała pojęcia w którym
momencie nieszkodliwe ciarki przerodziły się w mocne dreszcze, ale była pewna
jednego – historia Shisuiego wydawała się jej prawdziwa. Chłopak opowiadał to z
takim przekonaniem, że nawet Hokage byłby w stanie się zaciekawić. Bo prawdą
było, że Shisui miał charyzmę, dar do przemówień i węszenia. I zapewne to go
właśnie zgubiło.
A sprawa wyglądała tak: starszy
Uchiha dowiedział się, że Keizo i zamordowane małżeństwo uczestniczyli w
tajnych, comiesięcznych spotkaniach. Wraz z większą grupą spotykali się w
którejś z jaskiń w otaczającym Wioskę lesie. Zebrania odbywały się nocą, po to,
aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Kiedy zaskoczony Itachi zapytał kuzyna skąd
wziął takie informacje, na ustach Shisuiego wykwitł dorodny uśmiech.
- Z pamiętnika Treshu – napotykając
pytające spojrzenia swoich towarzyszy, chłopak powoli wypuścił przetrzymywane w
płucach powietrze. Jego oczy błyszczały niezdrowym światłem, determinacją i
zmęczeniem. – Kiedy z innymi członkami naszego klanu sprzątaliśmy ich dom i
szukaliśmy śladów, na podłodze obok łóżka znalazłem zeszyt. Wystawały z niego
dwie wyrwane kartki. Od razu rzucił mi się w oczy napis TAJNE ZEBRANIE
PRZEŁOŻONE NA CZWARTEK.
Kaoru nie pytała, dlaczego Shisui
nie podzielił się swoim znaleziskiem z resztą. Nie mogła wypowiadać się o
więziach w ich klanie, ale już na pierwszy rzut oka było widać, że relacje
Uchihów skłaniały się ku dość chłodnym. Po prostu tacy byli. A ona nie
zamierzała w to ingerować.
- Wziąłem ze sobą jedną, druga
musiała zostać czymś zalana bo literki zamieniły się w jedną wielką plamę –
chłopak wygrzebał z kieszeni spodni zmięty papier, wyciągając go w stronę
kuzyna.
Itachi bez pośpiechu wyprostował
kartkę. Kaoru przysunęła się bliżej, chcąc zobaczyć wszystko na własne oczy. Z
takiej odległości literki były wyraźne, ale świadomość, że pisząca to Treshu
była już martwa uderzyła dziewczynę jak niszczycielska fala. Kobieta napisała
to trzy tygodnie wcześniej.
13
października,
Zaczynam
się bać. Wiem, że dobrze robimy. Nie wszyscy w naszym klanie posiadają tak
czarne myśli i chcą jednego – władzy. Obawiam się co będzie jutro, pojutrze, za
miesiąc. Chcę, żeby nasze dziecko było bezpieczne, tylko dlatego to robimy.
Keizo
jest coraz bardziej poddenerwowany i boję się, że jednak postawi na przemoc. A
przecież nie o to nam chodzi. Jest nas czternastu, a czuję, jakbym tylko ja
wierzyła w ten plan. Myślę, że nam się uda. Jeśli nasza grupa się rozrośnie…
Wszystko jest możliwe. Nie rozumiem tylko po co nam osoby spoza naszego klanu.
Ta dziewczyna. Starsza córka, Ikuo Nomury… Jest podejrzana. Gdybym mogła o tym
zadecydować, nigdy nie pozwoliłabym jej uczestniczyć w tych spotkaniach. I temu
mężczyźnie też.
- Arisa? – szepnęła Kaoru, a szok
rozlał się po jej ciele niczym gorąca lawa. Poczuła, jak uderza w nią gorąco.
Wpatrywałem się w trójkę nastolatków
z żalem – dlaczego najlepsi ludzie zawsze umierają najszybciej? Nawet gdybym
chciał, to nie mógłbym tego powstrzymać. Mnie też ograniczał ciężki,
zardzewiały łańcuch obowiązków i kieszenie zapełnione duszami.
- Sam nie wiem – odparł zmieszany Shisui.
– Sam nie wiem.
Chwilę później musiałem odwiedzić
parę zmasakrowanych i nieprzyjemnych miejsc, więc niechętnie opuściłem polanę.
Ostatni obraz jaki zapamiętałem wyglądał mniej więcej tak: wpatrująca się tępym
wzrokiem w kartkę dziewczyna, rzucający sobie poważne spojrzenia kuzyni Uchiha i
piękny, majestatyczny księżyc, który za parę miesięcy miał stać się jedynym
świadkiem wstrząsającej Wioskę Liścia tragedii.
~
Najmocniej Was przepraszam!
Wiem, że minęło naprawdę sporo czasu odkąd publikowałam tutaj rozdział. Ostatnimi czasy miałam jakiś konflikt z moją weną, a nie chciałam wstawiać czegoś, czego bym się wstydziła... Tak czy inaczej rozdział już jest i mam nadzieję, że nie jest najgorzej :>
Pozdrawiam wszystkich :3
Ooooooooch, no i co ja mam napisać? *.* przez ostatni, melancholijny akapit (ten fragment o księżycu ♥) nie mogę zebrać myśli i skomentować porządnie reszty ;___;
OdpowiedzUsuńNo dobra, zacznę od Saskacza. Nie wiem czy wiesz, ale w sumie nie przepadam za jego postacią.... znaczy w mandze i anime, bo spotkałam się już z kilkoma jego zajebistymi kreacjami na blogach, a u ciebie.... no taki rozkoszny <3 świetnie opisałaś tę jego niepewność, czy ma prawo w ogóle mieć koszmary w nocy i tak dalej.... a przecież to jeszcze dziecko! Wrrrr z każdym rozdziałem lecą te minusy na Uchihów, co za szuje! xD No i ta jego radość, że spędza czas z Itachim! Urocze ♥ W ogóle Itachi w roli starszego braciszka też się sprawdza, słodka dwójka.
Czaisz, jak opisywałaś to przywiązanie Arisy do książki, to że ją czyta któryś tam raz i wgl, to od razu skojarzyło mi się z Kakashim i chciałam w komentarzu pogdybać trochę na ich temat, a tu proszę! xD okazuje się, że mnie wyprzedziłaś. Teraz tylko zastanawiam się, czy Kakashi właśnie jest tym mężczyzną wspomnianym w pamiętniku, jeśli tak to czy między nim a Arisą jednak coś jest, czy te ich spacery ograniczają się tylko do tych tajemniczych spraw, które mają z Uchihami-dupkami.
Jeszcze co do Arisy - wraz z biegiem rozdziału moja sympatia do niej dramatycznie spadała. Najpierw tak perfidnie ściemnia Kaoru prosto w oczy, chcę ją oddzielić od przyjaciół, ucieka, zamiast z nią porozmawiać, a potem ta notka z pamiętnika.... co za zakłamana jędza. Znaczy, pewnie też ma tam jakieś wzniosłe motywy itd itp, ale i tak mnie wkurzyła xd
Co tam jeszcze... a no i moc klanu Nomura! Ciekawie pomyślane. A tak w ogóle, to lubujesz się w dowalaniu bohaterkom jakichś problemów z psychiką, koszmarów i głosów w głowie, co? Spoko, ja też xD
Hmmm... a no tak. Opisy, opisy i jeszcze raz opisy ♥ no genialne cholera, Śmierć jest boskim (lol) narratorem.
Błędy:
- 'Ale nawet czasem geniusze nie zauważają istotniejszych części układanki, prawda?' - 'czasem' na odwrót z 'nawet'
- '- Nie może być – szepnęła Arisa z niedowierzeniem, a orzechowe oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu.' - mówiiiiiiisz? ;>
- 'Lepszy, ale o wiele bardziej okrutniejszy.' - o wiele bardziej okrutny, albo po prostu o wiele okrutniejszy.
- 'W normalnych okolicznościach Shisui na pewno zacząłby się żartobliwą kłótnię,' - bez 'się'
Dobra, to chyba tyle.
Pozdrawiam, buziaki ;3
Powiem Ci, droga Anayanno, że też nie przepadam za Sasuke. Ale skoro jedną z głównych postaci w tym opowiadaniu jest Itacz, to muszę to przeboleć i wkręcić tego wkurzającego Uchihę ;_; Chociaż jako dziecko był całkiem spoko :3
UsuńJa czytam w Twoich myślach i już wiem: aa, napiszę takie coś i Ana będzie chciała to skomentować, a tutaj zaraz będzie wyjaśnienie XD
Do Arisy jakiejś szczególnej sympatii też nie budzę, ale jakąś rolę na pewno odegra. Biedna Kaoru, wszystko przed nią ukrywają ;_;
UWIELBIAM TO ♥ takie psychiczne bohaterki są o wiele ciekawsze.
Ej, ja sprawdzałam to chyba trzy razy, a te durne błędy nie rzuciły mi się w oczy. Także dziękuję :*
Pozdrawiam! :D
No nie, nienawidzę, kiedy znikają mi opublikowane komentarze i muszę wszystkie swoje myśli układać od nowa! Ale już nadrabiam, nic się nie martw!
OdpowiedzUsuńZaczęłam bodajże od tego, że jesteś moim mistrzem, w związku z czym cieszę się, że nie pisałaś, kiedy nie miałaś weny, a z drugiej strony planuję ją mocno pogonić, żeby nabrała rozumu w końcu, i odwiedzała Cię trochę częściej, bo naprawdę uwielbiam to opowiadanie! Nie wiem, jak to robisz, ale ma zupełnie inny klimat niż to o Kicie, chociaż oba są równie wspaniałe. To po prostu wydaje mi się bardziej mroczne, mimo wszystko, owiane tajemnicą, niepewnością, budzące grozę... no nie wiem, na czym polega ta różnica, ale z pewnością jest! No i rozdział w sumie wydaje się spokojniejszy, coś jakby cisza przed burzą, ale spokój czy nie spokój, i tak trzymasz w napięciu! Stąd zrodziło mi się wiele pytań, na które, mam nadzieję, znajdę odpowiedzi już niebawem!
Czy między Itachim i Kaoru pojawi się coś więcej niż przyjaźń? Tak, tak, jestem wstrętnym wyszukiwaczem romansów, ale oni są razem tak przekochani, a spotyka ich tyle przeszkód, że coś musi z tego wyjść, jeśli nie teraz, to chociaż w przyszłości!
Czy pojawi się szerszy wątek braci Uchiha? Nie lubię Sasuke, ale uwielbiam Itachiego, zresztą oni razem są na swój sposób wzruszający, ale to może dlatego, że znam ich losy z mangi. W każdym razie poruszył mnie ten moment, kiedy leżeli razem i rozmawiali!
Czy pan Śmierć odegra jakąś większą rolę, czy do końca pozostanie narratorem? On także jest moim mistrzem, a właściwie to jesteście razem, w jednej osobie!
I co tak naprawdę ukrywa Arisa i kim jest? Co miały na celu spotkania, w których brała udział? I jaka jest, do cholery, przeszłość obu klanów?Człowiek już nic nie wie, naprawdę!
Jedyne, co pozostaje mi zrobić, to przeprosić za moje długie milczenie. Byłam za granicą u mamy i dopiero wróciłam, a miałam tam znikome połączenie z Internetem, toteż zdecydowałam poczekać z nadrabianiem i czytaniem do mojego powrotu. W każdym razie już jestem!
Pozdrawiam cieplutko i mam nadzieję, że rozdział pojawi się szybciej! :3
Ja też nienawidzę, gdy znikają Twoje komentarze, bo uwielbiam je czytać! Więc wiesz, zbuntuję się razem z Tobą przeciwko tym ostatnim złośliwościom bloggera.
UsuńEj no, rumienię się na takie słowa, że niby mistrz, że ja? Nie pozostaje mi nic innego jak się z tego cieszyć i Ci dziękować ♥ Też to zauważyłam, z tymi klimatami, powiem Ci, że zupełnie inaczej pisze się jedno od drugiego. Muszę mieć chyba określone inne nastroje, sama nie wiem... Ale różnica jest, bo sama ją czuję. I Ty też zauważyłaś! :D
Wstrętny wyszukiwaczu romansów, pjona! Znam ten ból, naprawdę. Mam do nich pewne plany, także ten, raczej nie musisz się jakoś szczególnie obawiać... ;>
Szerszy wątek braci? Szczerze mówiąc, sama nie wiem. Na razie staram się stopniowo ogarniać wszystko w mojej głowie, starać się nie namieszać, ale tak naprawdę nie przepadam za Sasuke. Chociaż jako dziecko był całkiem uroczy c:
Nie mogę Ci odpowiedzieć na te wszystkie pytania, nawet jeślibym chciała. Wykaż się cierpliwością, moja droga koleżanko! :D
Ojej, to super wakacje, mam nadzieję, że fajnie się bawiłaś :3 Ale jednak dobrze, że wróciłaś, bo Twoje komentarze szczególnie potrafią mocno "kopnąć w dupę" i dać mi zastrzyk weny. I gdybym nie była dzisiaj tak cholernie zmęczona, to może zabrałabym się do roboty, ale... niestety.
Również pozdrawiam cieplutko i dziękuję za śliczny komentarz :*