niedziela, 4 maja 2014

II
Demony

„Will we ever see the end?
This is sempiternal
Over and over
Again and again”
Bring Me The Horizon – Shadow Moses


            - Atshusi Date.
            - Siedzi już pół roku.
            - Eriko Futako.
            - Zabili ją w trakcie pościgu.
            - Haru Juminji?
            Zrezygnowane westchnienie.
            - Zginął podczas zamachu.
            Kaoru przetarła piekące oczy, kiedy Shisui po raz dwunasty przekreślił następne nazwisko. Lista zaczęła zamieniać się w czerwony rysunek abstrakcji, tracąc swój początkowy respekt młodych shinobi. Imiona i nazwiska najbardziej niebezpiecznych przestępców wyglądały teraz niezwykle zabawnie – lekceważące kreski skutecznie pozbawiły ich powagi. A przecież ktoś, kto w tak okropny sposób potraktował jednego z Uchihów musiał być poważny!
            Tydzień po wstrząsającej całą Konohą śmierci Keizo Uchihy nasza trójka bohaterów spotkała się na tradycyjnej polanie. Kaoru już z daleka zauważyła gruby zeszyt i kilka długopisów w rękach Shisuiego, który zdążył pozbyć się uciążliwych worów pod oczami i prezentował się przyzwoicie. Na twarzy Itachiego jak zwykle widniało zamyślenie i irytująca powaga, ale czasem, gdy nikt nie patrzył dostrzegałem na niej zmęczenie. Zdenerwowanie. Bo kto śmiał zamordować kogoś z ich klanu w tak obrzydliwy sposób?
            Ku ich zdziwieniu, Wioska Liścia okazała się nadzwyczajnie spokojna – miejscowa ochrona i ninja nie rozpoczęli śledztwa. Nikt nie zbierał odcisków palców, nie szukał pomocnych dowodów, nikt nie ścigał potencjalnych sprawców. Jedynie ludzie zachowywali się ciszej – jak spłoszone zwierzęta, które bały się porozstawianych wszędzie pułapek. Ale w końcu tak to działa, prawda? Mój jeden oddech, jedno słowo, pstryknięcie palcem… Pułapka szczelnie się zaciska, miażdży ofiarę, a jej dusza wpada w moje ręce.
            A ludzie to przecież z reguły tchórzliwe, naiwne istoty, które same pchają się w moje siadła.
            - Mój ojciec zachowuje się zupełnie normalnie – odezwał się niespodziewanie Shisui, próbując złagodzić buzującą w nim złość. – Jakby chciał nas uspokoić i zapewnić, że to były tylko przywidzenia.
            - Dosyć realne – mruknął Itachi, przymykając oczy.
            Kaoru oderwała wzrok od puszystych chmur, skupiając się na młodszym z dwójki Uchihów. Itachi nie wyglądał za dobrze – pomyślała, a ta myśl zaskoczyła ją tak bardzo, że aż wstrzymała oddech. Bo przecież Itachi nigdy nie okazywał zmęczenia. Zawsze mówiono o nim jak o wytrwałym, dzielnym wojowniku, który posiadał więcej samozaparcia i siły niż ktokolwiek inny. Jedynym nastolatkiem, który potrafił walczyć tak samo genialnie, a nawet i lepiej, okazał się Shisui. Te trzy lata dały mu niemałą przewagę, chociaż gdzieś w głębi doskonale zdawał sobie sprawę, że kuzyn zaczyna go doganiać. Itachi nie był już dzieckiem. Jakkolwiek brutalnie to brzmiało.
            Ta dwójka - rozmyślała Kaoru, przeczesując palcami wilgotną trawę – kiedyś okaże się równocześnie najlepszą bronią jak i zagładą Konohy.
            Ogólnie rzecz biorąc, Nomura nie miała pojęcia jaki plan miały władze Wioski. Najwidoczniej wszystko musiało być jakoś powiązane, skoro dwa dni po śmierci Keizo ANBU wysłało Itachiego i Shisuiego na misje. Oczywiście nie razem, a osobno. Najważniejsi kapitanowie oddziału upewnili się, że kuzyni nie będą zdolni do rozmów w najbliższych dniach, wysłani do różnych Wiosek. Kaoru wiedziała, że coś było nie tak. Czuła to.
            Sama też nie czuła się najlepiej. Jej zwykle spokojne sny przerywały przerażające koszmary, które przeklinała podczas zrywania się z łóżka w przepoconej koszulce. Puste oczodoły i dziura w gardle dostały główne role w jej nocnych marach. Siostra codziennie zadawała jej podstawowe pytania: jak się czujesz? Wszystko dobrze? Mogę ci jakoś pomóc? Ale młodsza dziewczyna całkiem przyzwoicie stworzyła swój własny mur, który dzielnie bronił jej roztrzęsione wnętrze. Bo gdzieś w głębi wiedziała, że to dopiero początek.
            Doprawdy od zawsze dziwili mnie ludzie. Tacy emocjonalni. Rozhisteryzowani. Przejęci całym złem świata. Zwykle jednak ich głębokie współczucie trwało kilka dni – później znikało jak pył unoszący się w powietrzu, jak puszczony balon znikający gdzieś w górze. Nie wracało. Nie do tej samej tragedii.
            Ale ta dziewczyna była inna. Z całą pewnością, mogę zapewnić na swój własny honor. Nie przeżywała tego zewnętrznie. Wszystko trzymała w środku, szczelnie zamknięte na kłódkę. A to z pewnością nie było zdrowe. Dla mnie nie miałoby to żadnego znaczenia – często rozmyślam na różne tematy, staram się przejść labirynty, przyglądam się jak los płata figle ludziom. Ale między mną, a człowiekiem stał ważny przerywnik.
            Czas.
            Ludziom bez przerwy towarzyszy czas. Jest niemal jak cień, z tą różnicą, że nigdy się nie zatrzymuje. Nie podlega woli zwykłej osoby. On jest panem. Mnie prześladuje wieczność. Podróżujemy razem, nigdzie się nie śpiesząc. Jesteśmy panami czasu. Może i coś mnie ogranicza. Coś, ktoś. Miejsce czy osoba, gdzie ci wszyscy nieszczęśnicy idą po śmierci. Może to ciemność, może jasność. Pustka. Ja też nie znam odpowiedzi na kilka pytań.
            Ale człowiek powinien pamiętać o czasie. Marnując cenne sekundy na głębokie rozmyślania, skraca swoją własną egzystencję. Jaka szkoda, że nie mogłem o tym powiedzieć Kaoru.
            - To bez sensu – zadecydował Shisui, gwałtownym ruchem wyrzucając kartkę. Papier wzleciał w powietrze. – W taki sposób nigdy nie rozwiążemy tego cholerstwa.
            Przetarł twarz dłońmi, biorąc głębokie wdechy. Dlaczego nie mógł panować nad sobą tak dobrze, jak Itachi?
            - Nie rozumiem – zaczął cicho młodszy Uchiha, poprawiając oplatające jego ręce bandaże. – Nikt nie zajmuje się tą sprawą, nawet jeśli jest tak głośna.
            - Może się boją – zasugerowała niepewnie Kaoru, a Shisui poczęstował ją zdziwionym spojrzeniem.
            - Niby kogo? W naszej Wiosce jest dużo świetnych ninja, a i Hokage potrafi się obronić.
            Dziewczyna wzruszyła ramionami.
            - Ktokolwiek zabił waszego wujka, musiał mieć doskonały plan. Nie łatwo jest ominąć straże Konohy.
            Nagle Itachi wyprostował się jak struna, a w jego ciemnych oczach błysnęła iskra zrozumienia.
            - Jeśli to nie ktoś z wewnątrz.
            Świadomość takiej możliwości przygniotła trójkę nastolatków niczym ciężki kamień.
            - Który z klanów ma do was największą urazę? – spytała Kaoru, przechylając głowę. Jej gęste włosy spłynęły po prawym ramieniu jak fala.
            Shisui skrzywił się, rzucając Itachiemu znaczące spojrzenie.
            - Długo by wymieniać – stwierdził niechętnie, drapiąc się po podbródku.
            Bo taka była prawda. Nikt nie odważył się powiedzieć tego wprost, ale klan Uchiha miał wielu przeciwników. Nie jawnych, którzy krzyczeliby na ulicy obraźliwe hasła. W końcu kto postawiłby się takiemu potężnemu klanu w tak oczywisty sposób? Wciąż nie zmieniało to faktu, że nie każdy uwielbiał posiadaczy sharingana.
            - Jakoś to rozwiążemy – powiedziała Kaoru, posyłając chłopakom pokrzepiające spojrzenie. – Krok po kroku.
            Shisui uśmiechnął się blado, zanurzając się w łaskoczącej trawie, a Itachi przypatrywał się dziewczynie. Kiedy Kaoru złapała jego wzrok mogła przysiąc, że na jego ustach zagościł krótki, łagodny uśmiech.
           
~

            Ta noc okazała się jedną ze spokojniejszych. Mimo śmierci kilku staruszków, czterech wypadków i ośmiu poległych na wojnach mogłem uznać, że zaznałem odrobiny urlopu. W końcu zwyciężyło moje głupie zafascynowanie nową ulubienicą, więc musiałem poświęcić swoją godzinkę Kaoru.
            Nie mogła zasnąć. Wskazówki cichego zegara zbliżały się do drugiej, a ona wciąż opierała swój podbródek o parapet, wzrokiem błądząc gdzieś między gwiazdami. Spragniona świeżego powietrza otworzyła okno. Gdzieś niedaleko ktoś krzyknął, a kilka psów zaczęło uporczywie ujadać. Po kilku sekundach znów zapanował spokój. Westchnęła cicho, rozkoszując się ciszą. W takich momentach mogła na chwilę odsapnąć i pomyśleć o czymś innym, niż o śmierci Uchihy.
            Dręczyły ją pytania. Bez przerwy wwiercały się w głowę, trując wszystkie myśli i zapełniając każdy zakamarek. Jak? Dlaczego? Po co? Miała ochotę krzyczeć i wyrywać sobie włosy, byleby tylko uwolnić się od tych przeklętych demonów. Bez przerwy wracała świadomość, że taki początek zwiastował coś gorszego. Kaoru przymknęła powieki czując, jak zaczyna dopadać ją zmęczenie. Wciąż jednak nie mogła zasnąć. Nerwowo wypuściła powietrze, czując irytującą suchość w gardle. Woda. Potrzebowała wody.
            Niechętnie podniosła się na nogi, bez pośpiechu zmierzając do drzwi. Wyszła na korytarz i niemal od razu skuliła palce u stóp, czując zimno podłogi. Już zaczynała tęsknić za wygodnym łóżkiem. Kiedy dotarła do drewnianych schodów zauważyła jasne, wyróżniające się w ciemności światło, wypełzające spod drzwi pokoju Arisy. Kaoru zmarszczyła brwi – dlaczego siostra jeszcze nie spała?
            Z cichym westchnieniem podeszła bliżej, naciskając metalową klamkę. Drzwi zaskrzypiały groźnie, domagając się jakiejkolwiek uwagi. Weszła do środka i od razu powitał ją zapach herbaty owocowej i niezdrowych przysmaków siostry. Siedząca na wypolerowanej podłodze Arisa pochylała się nad dziesiątkami papierów, które walały się po całym pomieszczeniu. Dziewczyna uparcie zastanawiała się nad planem jednej z przyszłych akcji, co chwilę zaznaczając ołówkiem kolejne krzyżyki. Kartka wyglądała jak ponure cmentarzysko.
            - Od której tak siedzisz? – Kaoru podeszła bliżej, ale siostra nawet nie podniosła głowy.
            - Od kolacji – oznajmiła niewzruszona, sięgając po czerwony kubek. – Cholera jasna, zaraz się w tym pogubię! Szlag by trafił tą misję.
            Ignorując donośny wybuch, młodsza Nomura przysiadła po drugiej stronie pożółkłej kartki, delikatnie wyrywając siostrze ołówek. Bez mrugnięcia okiem zaznaczyła kilka kropek i linii, a rysunki faktycznie zaczęły przypominać mapę.
            - Postawisz czterech na wschodzie, dwóch ukryje się za skałami obok wodospadu i wyciszy chakrę – wyjaśniła spokojnie Kaoru, oddając Arisie ołówek. – Jasne?
            Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością, delikatnie ściskając rękę siostry.
            - Dzięki. Jesteś wielka.
            Następne kilka minut przesiedziały w ciszy, wpatrzone w kartki i ołówki. Nagle Kaoru zauważyła coś co sprawiło, że zesztywniała. Z trudem przełknęła ciężką gulę w gardle.
            - Dziennik mamy – wydukała powoli, niepewnie podnosząc zwykły zeszyt w niebieskiej okładce. Zerknęła na zamyśloną siostrę. – Po co ci on?
            Arisa odchyliła głowę i wzruszyła ramionami. Kaoru zauważyła, że zasypiała na siedząco.
            - Szukałam jakiś informacji, mama była dobra w takich sprawach – ziewnęła głośno, w tamtej chwili wyglądając jak mała dziewczynka. – Zawsze dokładna. Perfekcjonistka.
            Kaoru obserwowała siostrę zastanawiając się, jakim sposobem zawsze była zdolna do uśmiechu, chociaż tak naprawdę codziennie przeżywała śmierć matki tak samo. Gdy Kana zginęła, Arisa kończyła osiemnaście lat – nie o takim prezencie marzyła.
            - Wiesz, że nie musisz być taka jak ona – odezwała się czternastolatka.
            - Nie sądzę, żeby było to w ogóle możliwe.
            Kaoru posiedziała z siostrą kolejne piętnaście minut, a gdy Arisa jakimś sposobem dostała się na łóżko i zaczęła cicho pochrapywać, Kaoru zgasiła światło, biorąc ze sobą gruby dziennik matki.
            Do rana zatraciła się w lekturze, a gdy słońce zaczynało wschodzić, bezsenność skapitulowała.

~

            Gdy Kaoru odsypiała noc, Itachi po raz kolejny utwierdził mnie w przekonaniu, że potrafił być doskonałym szpiegiem. Bezszelestnym, dokładnym i czujnym. To właśnie pokazywał mi tym razem, siedząc na szczycie schodów w luźnej koszulce i dresowych spodniach, nieskrępowanych gumką potarganych włosach i z resztkami snu wymalowanymi na twarzy.
            W takim oto stanie Uchiha uważnie przysłuchiwał się rozmowie krzątających się w kuchni rodziców. Dochodziła ósma, a Itachi dostał dzisiaj dzień wolny i postanowił odrobinę odpocząć. Ostatnimi czasy ojciec jeszcze bardziej zmuszał go do treningów i powtarzał, że syn musi pozostać dumą ich klanu – jego poziom nie mógł się obniżyć. Na ten właśnie temat najczęściej dyskutowali rodzice. Było tak i tym razem.
            - Nie podobają mi się te luźne dni – Itachi zmarszczył brwi, słysząc głęboką irytację w głosie ojca.
            - Daj mu spokój, Fugaku – odparła Mikoto, a chwilę później usłyszał brzdęk talerzy. Zapewne przygotowywała śniadanie. – Chłopak ciężko pracuje, poza tym ta sprawa z biednym Keizo… Musisz pamiętać, że on ma tylko czternaście lat. To jeszcze dziecko.
            Ojciec prychnął tak donośnie, że Itachi aż się skrzywił.
            - Żaden shinobi nie jest dzieckiem. Rezygnuje z dzieciństwa, gdy kończy Akademię.
            Chłopak musiał wytężyć słuch, żeby dosłyszeć kolejne słowa matki.
            - Tylko nie waż się tego mówić przy Sasuke!
            - To nie o niego się martwię – odpowiedział po chwili Fugaku, a jego następne słowa wbiły się w umysł Itachiego jak miecz. – Jeszcze sprawa z tą dziewczyną, Nomurą. Kręci się obok nich jak jakaś śmierdząca mucha.
            Itachi zdawał sobie sprawę, że ojciec nie przepadał za Kaoru. Nigdy nie obrażał ich klanu dosłownie, ale gdy przy spotkaniach z rodziną ktoś poruszył temat śmierci matki Kaoru czy ogólnych umiejętności jej córek, w oczach Fugaku pojawiał się dziwny błysk i mężczyzna zaciskał zęby. Widocznie bał się, że gdy nie powstrzyma języka ten może go zdradzić.
            Ale jeszcze nigdy, przenigdy tak jawnie nie obraził dziewczyny. Młody Uchiha poczuł, jak jego serce zwalnia rytm, czekając na dalsze słowa.
`           - Daj już spokój – obruszyła się Mikoto, otwierając którąś z szafek. – To dobra dziewczyna, zresztą bardzo utalentowana. Nie wiem dlaczego się ich tak uczepiłeś.
            - Utalentowana, co? – mruknął ciężko mężczyzna, a Itachi oczami wyobraźni widział jego twardy wzrok. – Skoro Kana była szalona, to i ona może mieć coś z głową, a jeśli tak to może powinniśmy od razu zapobiec tragedii i…
            - Przestań! – przerwała mu gwałtownie żona, a siedzący na schodach chłopak drgnął z zaskoczenia. Mama nigdy nie podnosiła głosu. – Przestań – dodała ciszej, a ojciec już się nie odezwał.
            Itachi czuł, jak jego żołądek zaczyna oplatać ciasny węzeł. „Może powinniśmy od razu zapobiec tragedii”. Czy ojciec byłby zdolny skrzywdzić Kaoru? Bo jeśli w tej chorej myśli było choć trochę prawdy… To młody Uchiha miał już kolejny powód, by przeciwstawić się ojcu. I tym razem zdecydowanie najmocniejszy.

~

Udało się! Myślałam, że nie dam rady, ale dokończyłam rozdział jeszcze dziś. Mało się dzieje, wiem, ale to dopiero początki, a jak zwykle nie chcę niczego przyśpieszać na siłę.
Mam nadzieję, że się podoba i rozdział choć trochę umili Wam dzień (lub noc).
Pozdrawiam c:


10 komentarzy:

  1. Od razu lojalnie uprzedzam, że ten komentarz będzie do dupy, mam dzisiaj leniwy, zmęczony dzień i nie ma mowy o konstruowaniu spójnych wypowiedzi ;c
    Może i w rozdziale faktycznie niewiele się dzieje, dużo w nim refleksji a mało akcji, ale i tak jak zawsze urzekł mnie od początku do końca i strasznie przyjemnie się go czytało.
    Kaoru jako 'ulubienica Śmierci'... no nie wiem czy to dumny tytuł, ale z pewnością ciekawy xD
    Boże co to za hejcik pana Uchihy? ;___; nie powiem, wzmianka o mamie Kaoru intrygująca, a sam Fugaku tym podejściem do niej i do samego Itachiego strasznie mnie wkurzył, o co pewnie ci chodziło.
    Nie będę się więcej wysilać, idę zjeść zupę :D

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E no, komentarz wcale nie do dupy, ja tam wszystkie Twoje komentarze uwielbiam! Zwłaszcza, kiedy piszesz w nich takie miłe rzeczy, że aż się do siebie szczerzę ♥
      Pan Uchiha jako hejter, zawsze spoko. Fugaku jest raczej wymagającym gościem, no i lubi hejtować jak to hejter ;__; (to zdanie nie miało sensu, też mam dzisiaj zmęczony dzień).
      Mam nadzieję, że zupa była dobra!
      Pozdrawiam ;3

      Usuń
  2. Ach, wchodzę, patrzę, a tu hajs się nie zgadza, nowy rozdział! Ucieszyło mnie, a i owszem, umiliło mi to ciepłe, senne popołudnie.
    Musisz wybaczyć nadopiekuńczej Mukudori, ale taka już z niej sucz, że wszystko musi być idealnie. Możesz jedynie obrócić to na swoją korzyść, droga ermentiss xo, bo ten przypadek jest już chyba niereformowalny!
    "Bo gdzieś wgłębi wiedziała, że to dopiero początek." - w głębi
    "- To bezsensu – zadecydował Shisui, gwałtownym ruchem wyrzucając kartkę." - bez sensu
    "W końcu kto postawiłby się takiemu potężnemu klanu w tak oczywisty sposób?" - klanowi? Obie te formy brzmią strasznie, ale...
    "- Od kolacji – oznajmiła niewzruszona, sięgając bo czerwony kubek." - po
    A jeśli idzie o samą treść... wcale nie przeszkadza mi brak akcji u Ciebie. A napięcie jest, zdaje się, że panuje cisza przed burzą. I to nadawanie Fugaku na Kaoru... dobrze, że Itachi tak bardzo buntowniczy jest i będzie jej bronił, jak sądzę. Ciekawa też jestem, czy Twoja historia zmierza ku zagładzie klanu Uchiha, bo ta część historii Konohy zawsze wyciskała łzy z moich wielkich oczu! I Pan, Panie Śmierć... jest Pan wspaniałym narratorem i biję przed Panem pokłony!
    Tak na marginesie, cieszę się, że tak zmobilizowałaś się z tym rozdziałem. Podziwiam, naprawdę! Ale dla usprawiedliwienia zdradzę, że rozdział dziewiąty na Krainę Cieni jest już napisany, ale pasuje trochę odczekać, zanim go wrzucę, więc wstępnie planuję go opublikować dopiero pod koniec maja. A w tym czasie wezmę się za następny, bo weny mam ostatnio całą szufladę, a nie chciałabym sobie robić znowu paromiesięcznych przerw.
    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy i życzę czasu i weny!
    Pozdrawiam ciepło, Mukudori.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam, a nawet i dziękuję, bo gdyby nie nadopiekuńcza Mukudori to zapewne te błędy dalej gościłyby w treści. A tak to poprawię i po sprawie, także ukłony dla Ciebie :3
      Cisza przed burzą - podoba mi się to określenie, bo w sumie wszystko się do niego sprowadza. Ja też zawsze ryczałam na historii Uchihów, jeszcze przy tej narutowskiej muzyce - no i znów udzielił mi się ten nastrój ;_;
      No proszę Cię, będziesz mnie tak dręczyć do końca miesiąca, tym bardziej, że wiem o gotowym rozdziale?! No, dziewczyno, dodaj przynajmniej za dwa tygodnie :c
      To pisz, pisz i pisz! Póki wena jest i wolne też, męcz swoje palce na tej klawiaturze c:
      Dziękuję i również pozdrawiam!

      Usuń
    2. Tak, tak! Dokładnie! Pół roboty robiły te cholernie smutne podkłady muzyczne... tak samo ryczałam zawsze jak bóbr przy walce Hinaty z Nejim, jeszcze na samym początku... i przy śmierci Haku... i w ogóle przy każdej możliwej okazji, no dobra! Ale historia Uchihów (choć lubię w sumie tylko Itachiego i jego przyjaciela) jest jednak trochę z innej beczki, ma ten swojski dramatyzm. Moje klimaty!
      Rozważę to! Bo mogłabym go dodać nawet wcześniej, gdybym tylko wiedziała, że dam radę pisać systematycznie... ale ze względu na to, już biorę się za ciąg dalszy! c;

      Usuń
    3. Nie jestem sama przy tym płaczu, jak miło! Bo pamiętam, że siostra patrzyła na mnie jak na wariatkę... Nawet pamiętam, że nawet ryczałam jak w pierwszych odcinkach Sakura obcięła te włosy kunaiem i były te wspomnienia z Ino - a ja w ryk. Czy to normalne, to ja nie wiem XD
      No to witaj w klubie, bo ja też wielbię jedynie Itachiego i Shisuiego. Sasuke mnie wkurza, przykre ;-; Weeź, jeszcze jak potem widziałam ten płacz u Itacza...
      Dasz radę! Ja w Ciebie wierzę, serio i w Twoją wyobraźnie i nawet w czas wolny, także ten... dodawaj a nie :3

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahah, ze mnie się już cała rodzina śmieje, bo film czy nie film, książka, anime... każdy powód do wzruszenia jest przecież dobry! Zwłaszcza z tak mistrzowskim podkładem! I śmiem przypuszczać, że zbyt normalne to to chyba nie jest, ale nienormalni górą! c;
    Sasuke irytował mnie od pierwszego odcinka, Shisui w sumie nie jest zbyt znaną postacią, bo nie wiem, czy było o nim coś potem, ale znam go tylko z relacji z Itachim, a Itachi... no cóż, trzeba przyznać, że koniec końców (mimo że uwielbiałam go na początku za jego oziębłość) został ukazany w bardzo pozytywnym świetle, co oczywiście trzeba było uwieńczyć ryczeniem! xD
    Tworzy się, tworzy! Może coś z tego będzie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam w twoich rozdziałach to, że są takie długie :)
    Choć niewiele się działo, jak już zaznaczyłaś, ten rozdział mnie pochłonął. Aż do tego stopnia, że byłam zdziwiona z końca.
    Momentami wpadałam w zamyślenie i dopiero po chwili zdawałam sobie z tego sprawę. Jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło i prawdę powiedziawszy ten rozdział sprawił, że moje myśli mnie przerażają ...
    Ale to nic :P
    To do następnego :)
    PS. Jestem kiepska w pisaniu komentarzy, jakoś nie potrafię wyrazić dokładnie tego co mnie się podoba w danej notce, sorki za słaby komentarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co ty, jaki niby słaby komentarz, nawet nie wiesz jak się z niego ucieszyłam :3 Bardzo się cieszę, że aż wpadasz w refleksje po rozdziałach i się boisz swoich myśli (zabrzmiało to dziwnie XD).
      Dzięki wielkie i również pozdrawiam!

      Usuń